wtorek, 3 grudnia 2013

Coś z przeszłości

Za górami, za lasami... w Bułgarii w Słonecznym Brzegu odbywał się festiwal Złoty Orfeusz. W 1972r. jedną z nagród zdobyła Zdzisława Sośnicka. Podczas tego festiwalu o wiele ciekawszy był jednak recital Salvatore Adamo. Z tego recitalu powstała płyta, która towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa. Nigdy jednak nie spodziewałem się, że będę mógł obejrzeć ten koncert na wideo. Nie miałem szans zobaczyć go na żywo, chociaż wiem, że festiwal mógł być transmitowany w polskiej telewizji.
Życie jest przewrotne - komuś udało się wyciągnąć z przepastnych archiwów nagranie i... oto ono jest. Nagranie za pomocą telekina, bo magnetowidów w krajach bloku wschodniego na początku lat siedemdziesiątych prawie w ogóle nie było. Pierwszym polskim filmem zrealizowanym przy pomocy magnetowidu, bez pośrednictwa taśmy filmowej był "5 dni z życia emeryta", nakręcony w 1984r.



Po kilku godzinach pracy w kdenlive podłożyłem dźwięk z czarnej płyty (do dziś ma świetną jakość), pracowicie ustawiając "kłapy" do muzyki, ale ze względu na politykę Google i Youtube nie zamierzam tego publikować.
Płytę DVD dostanie moja mama, która ucieszyła się z tego tak samo, jak ja.
Jest to najlepsze wykonanie utworów Salvatore Adamo, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Dyrygent i aranżer - Dragomir Draganow (Драгомир Драганов), scenariusz Dymitr Stojanowicz (Димитр Стоянович), reżyser dźwięku Płamien Kacarski (Пламен Кацарски). Skąd wiem? Bo w ostatnim odcinku wystawionym na tubkę są napisy końcowe po bułgarsku.

wtorek, 26 listopada 2013

Brak czasu

Zawsze zazdrościłem niektórym ludziom tego, że po prostu mogą zająć się czymś. Teraz mam tak, że gdy wracam z pracy, zajmuję się resztą roboty, a wieczorem nie ma czasu ani chęci na nic. Niestety mojego hobby (krótkofalarstwo) nie mogę uprawiać w Warszawie, ze względu na potworne zakłócenia oraz opór materii (czytaj spółdzielni mieszkaniowej - nie mogę postawić anteny na dachu, bo blok remontowany). W domu nie ma szans na nic, bo po prostu nie ma na to w ogóle czasu. Chciałem zmontować kilka nowych filmów i trochę muzyki, ale niestety nie mogę siedzieć w słuchawkach - muszę być czujny i dyspozycyjny rodzinnie. Szczerze, to bardzo bym chciał po prostu wyłączyć się od tego wszystkiego na jakiś czas, ale nie mogę.
Poza tym mam problemy z wynajęciem mieszkania, ludzie nie mają w ogóle kasy. To jest po prostu porażka. Aha i muszę sprzedać samochód (rdza żre go na potęgę), tylko skąd wziąć kasę na nowszy?

poniedziałek, 11 listopada 2013

Hołota!

Wracałem do domu, spokojnie, powoli. W domu dowiedziałem się o zamieszkach w Warszawie. Mój komentarz - w takich chwilach tęsknię do czasów, gdy zadymiarze milicji się po prostu bali.
Czy dzisiejsza polska policja nie zna ścieżki zdrowia? Ot, pierwszy z brzegu przykład jak powinni postąpić z chuliganami:

Właśnie tak się powinno traktować podobnych zadymiarzy.
A oto komentarze do tego filmu co wyżej.

Tak na marginesie, to nie jest OMON, ale ukraińska jednostka Bierkut. To jednak nie ma znaczenia. Gdy słyszę o kolejnych zniszczeniach w mieście i akcjach neofaszystów dochodzę do wniosku, że tylko solidne pałowanie i porządne kary finansowe zrobią porządek z takimi patafianami.
A za karę faszyści powinni odbudować tę spaloną tęczę. Samemu, za własne pieniądze, wypłaciwszy przedtem sowite odszkodowanie.
Niedawno byłem w Monachium, chodziłem tymi samymi ulicami, byłem w tych samych piwiarniach, w których powstawała partia Hitlera. Mam coraz większe wątpliwości.

środa, 6 listopada 2013

Taka mało znana piosenka

Słucham głównie dwóch stacji radiowych, jedną z nich jest warszawski VOX FM, drugą (częściej) jest niemieckie RTL Radio. Oto jedna z fajniejszych piosenek z playlisty RTLu - Bruce Springsteen, Janey don't you lose your heart. Była na winylowym singlu, miło ją słyszeć po tylu latach ponownie.
Tutaj Bruce śpiewa na koncercie w Los Angeles w 1985r. Nagranie z kasety VHS:

Niestety nie jest najlepsze technicznie, ma również przykre artefakty z kompresji dźwięku, ale atmosfera tego koncertu jest zaiste niesamowita. Niestety podczas jedynego koncertu Bruce'a, na którym byłem, nie było tej piosenki.

Miłośnikom gry na gitarze (klawiszach) podrzucam co następuje:
main:
A,E
cism,A
H,A (2x)
Ref.
E,A,E
H,E
a więcej można znaleźć tu. Ktoś nawet zrobił świetny styl do aranżera Solton-Ketron MS50. Wiem, bo mam.

środa, 11 września 2013

Mój stary jest krótkofalowcem (czyli opowiadanie nie całkiem z życia wzięte)

Odkąd pamiętam, w domu zawsze był jakiś sprzęt elektroniczny. Ojciec bawił się tym od dawna, opowiadał mi o swoich eksperymentach, budował odbiorniki radiowe, niektóre nawet działały. To jednak za mało powiedziane, bo jego pasja jest wszędzie.

Rodzina czasami ma tego tak serdecznie dość, że nawet sobie nie wyobrażacie. Cały czas włączony jakiś odbiornik, gdzie w szumach i jakiś pieprzonych piskach, gwizdach słychać kaczy głos nawiedzonych gości, którzy cały czas coś o siku siku. O żesz kur... nie mogą iść do tego kibla czy co? Mama też ma przerąbane, powiedziała mi kiedyś, że wśród hałasu dzieciaków w szkole wyłapywała „si ku kontest”.
Nas atakuje nie tylko ten kaczy głos. Stary równie często łapie za klucz i całymi dniami pika z jakimiś innymi podobnymi. Kiedyś mnie chciał nauczyć tego gówna, ale stwierdziłem, że na nic mi się to nie przyda. Ale jakoś samo wsiąkło przez osmozę. No, raz się przydało, gdy pojechaliśmy na narty i stary zjechał ze szlaku i się zgubił. Ja zjechałem, bo mi się zachciało lać. Usłyszałem jego gwizdek, odgwizdałem mu i tak żeśmy się dogadali. W sumie, gdybym nie znał morsa, też bym odgwizdał i też by mnie znalazł – jeden czort. Dumny był ze mnie, cały czas podkreślał, że tego to trzeba się uczyć, bo się w życiu przyda. Na ch*j to, skoro i tak nikt tego nie umie poza takimi wariatami, jak on. I czasami ich rodzinami, które i tak mają przesrane.

środa, 3 lipca 2013

Brassens był prorokiem

Gdy w latach sześćdziesiątych do poety i śpiewaka Brassensa zwracali się dziennikarze, by opisał co pikantniejsze szczegóły ze swojego życia, zawsze odmawiał. Gdy miał już dość, napisał w 1962r, tę oto piosenkę, która w polskim tłumaczeniu Łobodzińskiego nosi tytuł "Cena sławy". Nagranie pochodzi z 1972r. Dziś, w dobie Facebooka i podobnych serwisów, tekst ten brzmi jakoś inaczej, proroczo.



Zaszyłem się już dawno w domowym ukryciu,
Od szosy głównej w bok zadowolony z życia.
Niechętny, by zapłacić cenę sławy mej,
Na laurach spoczywając jak statek na dnie.
Wiadomo wszak, że zawsze znajdą się doradcy,
Co wmówią ci, że masz spowiadać się na cacy
I by nie zatarł się po tobie żaden ślad
Co pikantniejsze sprawki wywlekać na jaw.

Cóż, sława to jest, proszę was
Zabawa lub paskudna gra

Wynika z tego, że mam wszelki wstyd porzucić
(Choć przecież się to z mym sumieniem jednak kłóci).
Ujawnić mam gdzie, z kim rozpustnie spędzam czas,
Pozycji ulubionych katalog mam dać.
Lecz gdybym zaczął tu wymieniać po nazwiskach,
To ileż wiernych żon dostałoby po pyskach,
A iluż bym przyjaciół stracił w jeden dzień?
Nie mówiąc już, że w noc na dwór wyjść bałbym się.

Lecz muszę wyznać, że przeraża mnie to wszystko,
Nie cierpię chorobliwie ekshibicjonistów
I wolę, by mój organ znało, wierzcie mi,
Te parę kobiet, lekarz i już więcej nikt.
A może jednak mam jak gwiazda wam rozbłysnąć
I machnąć tu czy tam skandalik towarzyski?
Czy grzechot moich genitaliów w biały dzień
Zagłuszyć miałby czysty ministrantów śpiew?

Na przykład taki fakt: światowa pewna dama,
Do której zwykłem wpadać w wieczór albo z rana
Raz na jedwabnej sofie zniewoliła mnie
I zaraziła czymś, czym do dziś brzydzę się.
Więc dla większego szumu, dla własnej reklamy
Mam oto kalać święty honor owej damy?
Po mieście latać i rozgłaszać tam i tu
Że od Markizy Y mam gnid cały wór?

Bóg świadkiem, że mnie łączy komitywa szczera
Z nie byle kim: z ozdobą paryskiego kleru.
On - katecheta, ja - poeta brzydkich słów.
On przy mnie mówi: "amen", ja przy nim: "o ku...",
Lecz po cóż zaraz pisać grubymi wołami
Żem raz zaskoczył go u kolan mej kochanki.
On cicho nucąc psalm szykował się do mszy
Zaś ona mu w tonsurze zabijała wszy.

Tłum chciałby, żeby miast gitary w mych ramionach
Co dzień kręciła się ina gwiazda filmowa.
Do diabła, czemu to, z kim spędzam każdą noc
Ma przynieść chwałę mi? Nie rozumiem za grosz.
Cóż, pismak składa hołd bogini o stu twarzach
A ta chce, żebym ja ot, w formie komentarza
Przedstawił panią X i dodał jeszcze, że
Na jej wzgórek Wenery co noc wspinam się.

A może chcecie, bym się przyznał wam z ochotą,
Że tak, jak wielu z was zwyczajną jestem ciotą
I żebym chód panienki przyjął jako swój,
Bym biegał jak gazela, a nie lazł jak wół.
Lecz nie dam wam, hultaje, także tej radości,
Bo miłość grecka mi nie sprawi przyjemności.
A zresztą nawet grosza nie wart cały kram
Pederastyczna zbrodnia to już nie ten szpan.

Ten szybki Tour de France po plotkach dziennikarskich
Wykazał, że nie zaspokoję was, ciekawskich
I miast sensację wzbudzać, wolę ćwiczyć słuch,
Piosenki sobie śpiewać i drapać się w brzuch.
Jak ktoś chce, bym zaśpiewał, zrobię to w try miga.
Jak nie, to przecież też nie dzieje mi się krzywda.
Niechętny, by zapłacić cenę sławy mej
Na laurach sobie spocznę jak statek na dnie.

Dla miłośników gitary - utwór w tonacji e-moll, akordy:

em, E7, Fis, hm
E, am, D, G
C, F, H7, em
F, em Fis, H
II: am, em, H, em

Ref: G, H, em, D, em

Niestety nie władam językiem francuskim, do tłumaczenia angielskiego miałbym pewne zastrzeżenia (recipes to są przepisy kuchenne a nie recepta czy przepis na życie), polski tekst również trochę zgrzyta (grzechot genitaliów? hm...), ale wiem, że taki tekst szalenie trudno przetłumaczyć.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Ciekawostka z polskiej wioski

Tyle czytałem na temat bardzo swoistego miejsca, jakim bez wątpienia była dzielnica Avondale w Chicago - swego czasu największe skupisko Polonii za granicą. W końcu nie bez powodu drugim co do wielkości skupiskiem Polaków na świecie nie jest Trójmiasto, czy któraś ze śląskich aglomeracji ale... Chicago.




Na zdjęciu - ulica Milwaukee i "słynny" sklep, który doczekał się nawet fotki w Wikipedii pod hasłem Jackowo. Tak też nazywa się ta dzielnica, od kościoła Św Jacka przy ulicy Wolfram.

Byłem w jednym z takich sklepów, gdzie można kupić nie tylko polski chleb, ale także mąkę żytnią (prościej w Chicago niż w Warszawie, powaga!) i mnóstwo innych produktów. W tym sklepie słyszałem bardzo charakterystyczną piosenkę o Bartku, który miał wypadek ze stówką butelek, złamał ząbek o sto żubrówek, a tyle wypił wódek, że upadł na tyłek: "przykry to wypadek, przybiegł policjantek, Bartek wypiął rurę i zapomniał słówek"...




Myślałem, że tę piosenkę nagrali emigranci. Przywieźli oni do USA niejedną piosenkę, najsławniejsza stała się chyba "Who stole the kishka" nagrana m.in. przez Mantys Brothers, a także przez Ala Jankovica. Tymczasem utwór o Bartku nagrali francuscy parodyści z zespołu Les VRP.


Znajomi mówili mi, że polską dzielnicę w Chicago koniecznie trzeba zobaczyć. Podtrzymuję to stwierdzenie, Jackowo jest bardzo swoistym miejscem. Świadczy o tym na przykład taka kartka w witrynie sklepu:





W Polsce - nic nadzwyczajnego. Ale to zdjęcie zrobiłem w USA!


Mała adnotacja na marginesie - tę piosenkę o Bartku słyszałem dawno temu, gdy mój kolega o ksywce Marchewa vel Murphy puścił mi jako ciekawostkę. W tym czasie jednym z "pomocników drogowych" był Bartek, który pochodził z Wrocławia, kiedyś mieszkał w ceglanym budynku niedaleko dworca głównego, a za kołnierz nie wylewał i mnóstwo żubrówki wypił;)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Evolution i firmowy serwer Exchange w Ubuntu 12.04 LTS

W Ubuntu 12.04 LTS nie ma niezbędnych narzędzi, by naprawdę niezły program pocztowy Evolution mógł skorzystać z serwera Exchange inaczej, niż przez IMAP czy POP3. Żadne sztuczki z MAPI nie działają...
Oto krótka instrukcja uruchomienia Evolution tak, by działał z serwerem Exchange 2010:
1) dodać repozytorium z nowszą wersją Evolution (sudo apt-add-repository ppa:janvitus/gnomestracciatella)
2) zaktualizować (sudo apt-get update) i zainstalować nowszą wersję (sudo apt-get install evolution)
3) zainstalować niezbędne paczki:
sudo apt-get install git gnome-common checkinstall gtk-doc-tools evolution-data-server-dev libgtk-3-dev libgconf2-dev libsoup-gnome2.4-dev libedataserver1.2-dev libedataserverui-3.0-dev libebackend1.2-dev libecal1.2-dev libedata-cal1.2-dev libedata-book1.2-dev evolution-dev

3) zbudować wtyczkę EWS:
mkdir ews
cd ews
sudo rm -r evolution-ews ; git clone http://git.gnome.org/browse/evolution-ews -b gnome-3-4
sed '/\-Wall/ a \
\t-Wno-error=deprecated-declarations \
\t-Wno-missing-field-initializers' evolution-ews/configure.ac |
sed '/AC_SUBST(SOUP_CFLAGS)/ i \
AC_CHECK_LIB(gthread-2.0, g_thread_init)' >evolution-ews/configure.ac.new
mv evolution-ews/configure.ac.new evolution-ews/configure.ac
cd evolution-ews
./autogen.sh --prefix=/usr --disable-maintainer-mode

i teraz:

make
sudo make install

4) odpalić Evolution, dodać konto EWS, skonfigurować podając adres Outlook Web Access. U mnie zadziałało od razu, szybciej niż IMAP, przy czym synchronizuje także kalendarze i zadania.

Nadal nie rozumiem dlaczego w Ubuntu 12.04 LTS nie ma gotowej tej wtyczki do klienta pocztowego...
Instrukcja pochodzi stąd, wystarczyło zmienić wersję Evolution na 3-4.

poniedziałek, 20 maja 2013

Marek Jackowski...

Wczoraj zmarł Marek Jackowski, dziś był cichy pogrzeb, na którym oprócz żony i córek był także jego syn z małżeństwa z Korą. Marek zmarł na bardzo rozległy zawał serca. Wszyscy teraz będą do upojenia się zachwycać oprócz błękitnego nieba, ale dla mnie numerem jeden jest słodki uśmiech twój (fantastyczna piosenka o miłości). Na drugim miejscu anioł który nas prowadzi i już nowy jest dzień. Oto ta piosenka Niestety klip nigdy nie powstał, a sama płyta No1 wydana była najpierw na kasecie (mam oryginał). Slajdy takie sobie, ale niech będą, lepsze to, niż nic. Marek tyle dobrej muzyki skomponował, praktycznie większość hitów Maanamu to jego utwory. Szkoda, że nie udało mu się dokończyć projektu Goodboys. Mieszkał pod Neapolem i doskonale znał to miasto. Byłem w tej samej kawiarni, o której opowiadał w wywiadach. Kora oczywiście wydała z siebie jakieś smętne teksty na temat Marka, ale jakoś sama nie chciała się pofatygować, bo podobno biletów nie było. Podpowiedziałbym - Lufthansa przez Monachium, były jeszcze miejsca w ekonomicznej jeśli emerytce polskiego rocka brakuje kasy na biznes. Nie pytajcie skąd wiem o tych biletach. Do tego to zdarzenie podczas koncertu, by pozbyć się Marka z zespołu. Ech, sodówka do głowy uderzyła i tyle.

czwartek, 16 maja 2013

To było prawie trzydzieści lat temu...

Mózg jest naprawdę dziwny. Znalazłem w Internecie piosenki z dawnej audycji poświęconej Wysockiemu. Śpiewał tam między innymi Kondrat, Młynarski, Perepeczko, Fronczewski, była piosenka o bokserze, była "poranna gimnastyka", a także słynna piosenka o locie z Moskwy do Odessy. Do dziś pamiętam teksty ("otwórz okno swe na oścież, ćwicz przysiady, siedem, osiem..."). Gdy usłyszałem to nagranie, mogłem zaśpiewać razem z Młynarskim, tak dobrze pamiętam tekst.
Rzecz w tym, że kaseta, na której to było nagrane, zginęła ponad dwadzieścia pięć lat temu! Nigdy potem nie słyszałem tych piosenek.


Kto zna Wysockiego w oryginale potwierdzi, że jest to nie tylko świetne tłumaczenie, ale także doskonała aranżacja muzyczna.

jest też piosenka o nutach
(mała uwaga na marginesie - nie każda gama kończy się na "do" ;) )
Przedstawienie nagrano w 1980r. Moja rada - zassać, zapisać sobie, bo zdejmą z tuby i zniknie.
Którą z piosenek Wysockiego najbardziej lubię? O, tę: Chociaż tekst jest prosty, piosenkę bardzo trudno przetłumaczyć na język polski. (Wideo z Wysockim jest tu a inne wykonanie tu.

piątek, 26 kwietnia 2013

Gwiazdy zadeptać, bo nic nie jest nad

Mało ludzi przysłuchuje się temu, co śpiewają wokaliści w piosenkach - disco polo jest tego najlepszym przykładem. Niekiedy jednak trafiają się piosenki z tak zwanym drugim dnem. Tylko, że musi upłynąć trochę czasu, by to docenić. Oto jedna z nich, nagranie z Sopotu, z 1989r.  
Dalej przez życie na wskroś.
 Dalej jak brzytwą pod włos.
W biegu rodzimy się, w biegu jest rytm 
Miłość i dymu kęs, nagły ruch głowy w tył. (czyli setuchna w pracy)  

Dalej przez błoto i kurz. 
Dalej spod wozu na wóz. 
Gwiazdy zadeptać, bo nic nie jest nad. (wyścig szczurów)  
Drogi posłuszna toń wciąga nas. (korporacja)  

Ref. Gdzie tak biegniecie, bracia, dokąd ten bieg 
Życie spod nóg pryska jak śnieg.
 Gdzie tak biegniecie, bracia, w strunach już rdza. 
Wszędzie jest bieg, wszędzie ten sam.

Dalej do kumpli i w świat. (każdy, kto pracował w korpo, zrozumie to)
Dalej do pierzyn, do ciał. (jak wyżej)  
W gardle już suchy żwir, rozkosz i krzyk. 
Bełta parzący smak, oczu błysk, gniewu błysk. (jak wyżej).  

Dalej przez lata, sto lat. 
Dalej na dno jeszcze raz. 
Ptasie wesele hen, wron czarna sieć. 
Wracać do siebie chcesz, gdzie to jest?

Właśnie oto jest pytanie, gdzie to jest... Przewidzieć wyścig szczurów w 1984r., zanim w ogóle mogło to być możliwe w tym kraju - genialne.

Miłośnikom grania podrzucę to:
wstęp: em, G, hm / D, C
zwrotka cz.1 em, G, A, D/ em, G, A, hm
zwrotka cz.2 C, G, A7, A
Refren
em, D, G, A, C7, hm
em, D, G, A, C7, A

środa, 3 kwietnia 2013

Reklamacja

"W odpowiedzi na wasze pismo z reklamacją z 24 grudnia 2012r. informujemy, że reklamacja została uwzględniona. Śnieg został dostarczony w najbliższe święta, czyli Święta Wielkanocne".

niedziela, 3 marca 2013

Ballada o najdzikszym Zachodzie

Dziś rano obudziła mnie kreskówka w typie westernowym, gdzie pod jedną z rodzin bandytów podszywała się druga. Śmieszne, ale przypomniała mi się moja ulubiona piosenka z Kabaretu Dudek. Ile wtedy mogłem mieć lat, gdy tego słuchałem z płyty? 9? 10? Czy muszę dodawać, że pamiętam do dziś? Tekst jest oczywiście niezawodnego Młynarskiego. Niestety dzisiejsze dziewięciolatki nie będą zainteresowane taką piosenką. Szkoda. Ja znałem na pamięć słynne "miałem w domu dwanaście butelek jałowcówki", czy "ucz się Jasiu" (nagranie jest nieco inne od tego, co było na płycie) i zdarzało mi się wielokrotnie, jako dwunastolatkowi komentować coś "praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb". Do dziś się to przydaje, ale niewiele ludzi pamięta, a szkoda.

A piosenka? Oto i ona:


Potwierdzają to setne przykłady,
Że westerny wciąż jeszcze są w modzie,
Wysłuchajcie więc Państwo, ballady
O tak zwanym "najdzikszym zachodzie".

Miasto było tam, jakich tysiące,
Wokół preria i skały naprzeciw.
Jak gdzie indziej, świeciło tam słońce,
Marli starcy, rodziły się dzieci.

I tym tylko od innych różni się ta ballada,
Że w tym mieście, gdzieś na prerii krańcach,
na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał.
Jeden szeryf na jednego mieszkańca

Konsekwencje ten fakt miał ogromne,
Bo nikt w mieście za spluwę nie chwytał,
I od dawna już każdy zapomniał,
Jak wygląda prawdziwy bandyta.

Choć finanse poniekąd leżały,
Gospodarka i przemysł był na nic,
Ale każdy, czy duży czy mały,
Czuł się za to bezpieczny bez granic

Jeśli państwa historia ta nudzi,
To pocieszcie się tym, że nareszcie
Którejś nocy krzyk ludzi obudzi,
Bank rozbity! bandyci są w mieście!

Dobrzy ludzie, na próżno wołacie.
Nikt nie wstanie, za spluwę nie chwyci,
Skoro każdy świadomość zatracił,
Czym się różnią od ludzi bandyci.

Potwierdzają to setne przykłady,
Że westerny wciąż jeszcze są w modzie.
Wysłuchaliście Państwo ballady
O tak zwanym "najdzikszym zachodzie".

Miasto było tam, jakich tysiące,
Ludzkie w nim krzyżowały się drogi,
Lecz nie wszystkim świeciło tam słońce,
Bo bandyci krążyli bez trwogi.

Wyciągnijmy więc morał w tej balladzie ukryty,
Gdy nie grozi nam żadne riffifi,
Że czasami najtrudniej jest rozpoznać bandytę,
Gdy dokoła są sami szeryfi.


Aż się prosi, by zacytować to obecnym rządzącym. Ale od polityki trzymam się z daleka.

niedziela, 17 lutego 2013

Old geezer

Jak już jesteśmy w tematach krótkofalowców, to podrzucę coś takiego:

Razem z restrukturyzacją Urzędu Komunikacji Elektronicznej wprowadza się następującą licencję Kategorii "S"

Licencja amatorska Kategorii S - "Stary Dziad"


1. Egzamin nie jest wymagany, osoba podlega nominacji przez kumpli z radia.
2. Znak wywoławczy nie jest wymagany. Stary dziad i tak go nie zapamięta.
3. Nie wymaga się telegrafii, bo artretyzm uniemożliwi nadawanie za pomocą klucza. Zresztą Stary Dziad i tak  nie zapamięta alfabetu Morse'a.
4. Komunikacja głosowa - emisja AM, a nie SSB. Stary dziad nadal posiada sprzęt z lat czterdziestych i pięćdziesiątych.
5. Jedna częstotliwość stabilizowana kwarcem w paśmie 80m. Brak ograniczeń mocy nadawania.
6. Dwustronne łączności nie są wymagane. Wystarczy włączyć nadajnik i zacząć niekończący się monolog narzekań.
7. Ulubione tematy: hemoroidy, prostata i pogoda.

Kiedy stajesz się Starym Dziadem?
Znajomi (jeśli ich tylko masz) na pewno ci o tym powiedzą.

Jaka jest różnica między Starym Prykiem lub Pierdziochem a Starym Dziadem? Dziad to przypadek stracony, w innych staruszkach siedzi duch młodego fajnego faceta.
(autor: N9JO, biuletyn Broward County Amateur Radio Club)

Na marginesie - szkoda, że polskie biuletyny klubów krótkofalarskich nie są chociaż w połowie tak ciekawe jak ten, dystrybuowany przez niewielki klub z okolic Ft Lauderdale na Florydzie.

niedziela, 3 lutego 2013

Wrota do starego świata

Dość często słucham stacji na falach krótkich. Coraz mniej słychać tam polską mowę, jedynie sporadyczne okraszone 'łaciną' rozmowy oficerów na obcych statkach albo audycje Radia Pekin. Kiedyś była tzw. 'giełda statków' a całkiem ciekawe rozmowy ciągnęły się wieczorami do późna w nocy. Na statku byli radiooficerowie, obsługujący skomplikowaną aparaturę. Co pół godziny wszystkie rozmowy milkły na 5 minut - nasłuchiwano, czy ktoś nie wzywa pomocy. Nawet był specjalnie oznaczany zegar... To wszystko już odeszło w przeszłość.
Jej resztki jeszcze można usłyszeć, ale to ostatni dzwonek. Zaraz i ten świat się skończy. Przykro tak, gdy w ciągu zaledwie 20 lat gwarne pasma fal krótkich zmieniły się nie do poznania. Ten świat dla większości ludzi nigdy nie istniał, ja miałem to szczęście go doświadczyć, gdy wieczorami słuchałem na potężnym odbiorniku. Ba, słyszałem nawet Dar Młodzieży, gdy rozmawiał z nieistniejącą już stacją Gdynia Radio. Oto ostatnia wiadomość nadana przez stację Gdynia Radio, po siedemdziesięciu latach służby. Gdyby była taka możliwość, by usłyszeć teraz to, co kiedyś nadawano. Niestety nie ma, poza nagraniami umieszczonymi przez amatorów na youtube i podobnych serwisach.

środa, 30 stycznia 2013

Polskie teksty czyli Jan Baker

Czy zdarzyło się Wam spotkać coś, co kiedyś zrobiliście, wykonane przez kogoś innego, podobnie, ale lepiej?
Mi wielokrotnie.
Gdy miałem tak zwane małe naście lat robiłem mnóstwo przeróbek tekstów różnych piosenek. Dobierałem słowa pod kątem rytmu, podobieństwa głosek i dopasowania do oryginalnej muzyki. Nie jest to łatwe zadanie, bo melodia języka polskiego, jego dłuższe wyrazy, różni się całkiem od angielszczyzny. Rym powinien być męski (z akcentem oksytonicznym, na ostatnią sylabę), a to wcale nie jest tak łatwo napisać, by nie zamykać się w śmiesznym ograniczeniu typowych zestawień zwanych popularnie rymami częstochowskimi;)
Dlatego doceniam dobrze napisany wesoły tekst. Aż szkoda, że tak późno odkryłem Artura Andrusa.
 
Powiedzmy, że bierzemy na tapetę Boney M.

This is the story of Ma Baker, the meanest cat from ol' Chicago town..

Po polsku byłoby to tak:

To jest historia Jana Bakera, piekarza z Suwalszczyzny, który wyjechał za chlebem do Chicago Town.


Przewińcie do 2:34.

W jego rodzinnej wsi był tylko jeden sklep.
Sam pędził bimber i potrafił upiec chleb.
Bardzo robotny był, z ludziami dobrze żył.

Gdy sobie gnał rowerkiem to wszystko miał gdzieś
Lecz nieraz chciał Jan Baker porzucić tę wieś.
Halinie H. obiecał, że wróci na chrzest.
Pewnego dnia odleciał, samolot miał przez....

Belfast, Belfast. Facet z fajką w pysku siedzi przy ognisku.
Belfast, Belfast, to robotnik drogowy łata pas startowy.
Setny raz łata pas, łata pas, bo szczur wyżera dużo dziur.


Belfast, to tu przychodzi jakiś typ
Dłonie pachną mu filetami różnych ryb.
Śmieje się, pokazuje, że ma gest.
Kiedyś w KGB, no a teraz to on jest.

Iwan Rasputin impresario sex - maszin
Eksportowanych na cały świat.
Iwan Rasputin impresario sex - maszin,
O Ameryce powiada tak..

[..]
Stany: piękny kraj, tylko że
Chłopy takie, jak baby są, na twarzy róż.
Nie znajdziesz już prawdziwych mężczyzn w Stanach.
Chłopy takie, jak baby są, królestwo lal,
Tu nawet drwal używa kremu na noc.

W 1988 zrobiłem coś podobnego, ale głos mam jeszcze gorszy od Andrusa. Ten luzak o sobie żartuje, że jest artystą z cyklu "Gdzie ta melodia". Ja mam jeszcze gorzej, ale się nie będę przejmował, bo i po co.

Ale mam też coś, z czego się bardzo cieszę. Puśćcie piosenkę Daddy Cool. W refrenie możecie śmiało zaśpiewać o kimś, że jest stary, stary chuj. Spróbujcie, to naprawdę poprawia humor! Mój mały wynalazek.

sobota, 26 stycznia 2013

Hallo, Szpicbródka w niemieckim banku

Dwa tygodnie temu złodzieje obrabowali niemiecki bank w sposób iście filmowy. Z pobliskiego podziemnego parkingu wykopali tunel i obrabowali skrytki bankowe. Niemiecka policja ma 262 wskazówki związane z napadem, w tunelu znaleziono podobno butelki i puszki po napojach z polskimi etykietami, a tysiąc pozostawionych kątowników pochodziło z Polski. Żadnej przemocy, nie ma ofiar... Tyle, że obrabowali skrytki bankowe, gdzie przechowywana jest biżuteria, zdarzają się także niedeklarowane dochody, różne dokumenty itp. Biżuterii nie da się łatwo sprzedać, chyba, że w Rosji czy w krajach Trzeciego Świata.
Ku mojemu zdziwieniu kradzież ta została potraktowana z uśmiechem i sympatią. Najlepsze są oczywiście komentarze:

Szpenie zadbały o szczegóły. A na marginesie jeśli ukradli koszernym, to niech im będzie na zdrowie.
262 puszki po tyskim czyli kopało 4 Ślązaków przez 8-10 dni
napadu dokonali jednak Niemcy ....puszki były po konserwie tyrolskiej. 
jak by to byli POLACY to zabrali by kasę i skrytki {jako złom }
a tak to miejscowa niemiecka robota i nam polskim fachowcom opinię szargają 
zwykle nie jestem zadowolony ze stereotypu polaka złodzieja, ale to prawdziwy majstersztyk a la HENRYK KWINTO, który powiedział w słynnej kwestii, "zresztą zamiast kraść jako dyrektor, fabrykant, sekretarz czy inny prezes, lepiej już kraść par excellence jako złodziej, tak jest chyba uczciwiej"
Haha... to na pewno był Kwinto i Duńczyk z VaBank. :-)
Doskonała robota "na Szpicbrodkę", pewnie Mistrzowi lepiej się w grobie leży jak widzi tak dobrych naśladowców.
Albercik, patrz! Nasi tu byli! 
oczywiście komentarze z portalu gazeta.pl:
Gdyby sprawcy pochodzili z Izraela to komentarze byłyby wyłączone :) 
 Są też pytania o profil narodowościowy okolic tego banku:
Czy w Steglitz dalej mieszka tylu Kebabów?
te kebaby się mnożą jak szczury

czwartek, 24 stycznia 2013

Ewolucja fotografów

Swego czasu brałem udział w krótkiej naradzie jury dość ciekawego konkursu. Na krótki czas profesjonaliści otrzymali typowo amatorskie aparaty (także kieszonkowe, kompaktowe), a amatorzy - profesjonalne lustrzanki z bardzo dobrymi obiektywami. Jak myślicie, czy amatorzy zrobili rewelacyjne zdjęcia? Czy zawodowi reporterzy zrobili znacznie gorsze?

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Pralka na Okęciu

Nazewnictwo przystanków i ulic w Warszawie od zawsze było dla mnie dyscypliną równie niezrozumiałą, jak futbol amerykański. Gdy pierwszy raz zobaczyłem nazwę pętli P+R Al. Krakowska pomyślałem - co za kretyn to zrobił. Debil i idiota. Przecież tego żaden Anglik nie zdąży przeczytać, z daleka nie widać, a historycznie słuszną nazwą dla pętli było Okęcie. Bo tak się nazywała ta dzielnica, a pętla tramwajowa powstała po to, by dowozić ludzi do lotniska Port Lotniczy Warszawa I - Okęcie oraz pobliskich zakładów lotniczych. Wtedy terminal lotniska znajdował się znacznie bliżej ul. Krakowskiej, niż Żwirek, mniej więcej w tym miejscu, gdzie teraz znajduje się terminal General Aviation. Także Okęcie jest słuszną nazwą, uzasadnioną historycznie. Ludzie jakoś się nie gubili, zwłaszcza, że oznakowanie dojazdów na lotnisko jest dobre.

Chyba gorsza by była nazwa P+R im. ZBOWiD albo inna w tym stylu. Na pewno wielu byłych zbowidowców wsiadało na pętli Okęcie. Może to właśnie ich warto było uszanować? Anglik też by nie zrozumiał, ale to akurat nie problem, Polaków jest więcej na Wyspach niż Anglików w Polsce.



W ogóle dlaczego P+R?
Park, to rozumiem, parkuj. Ale Rajd?
Zobaczmy, co na ten temat napisali czytelnicy gazety.pl:
"r" to rajd tylko że wg słowika języka polskiego to:
1. «wyścig, zwykle samochodowy, podzielony na etapy»
2. «kilkuetapowa, piesza lub rowerowa wyprawa turystyczna»
3. «dywersyjny wypad oddziałów wojskowych w głąb terytorium nieprzyjacielskiego»
4. «w piłce nożnej: daleki wypad zawodnika z piłką na połowę przeciwnika»  


Odpowiedź 3. - słoiki wjeżdżają do miasta, parkują swoje fury i dokonują rajdu wgłąb warszawskiego terytorium przy użyciu komunikacji zbiorowej
Koniec cytatu.

Wiem, że niby Park and Ride to samo co Parkuj i Jedź. To może PiJ Okęcie? Tak, był kiedyś taki gatunek taniego wina.
Cytuję za portalem okecie.net (z oryginalną ortografią):
Wino Okęcie - produkowane na Okęciu przy ulicy Instalatorów. Jedno z najbardziej rasowych  polskich win. Spełniało wszelkie postulaty konsumentów. Było tanie, ogólno dostępne i dobrze trzepało. Wywarzona zawartość siarki i przyjemny "bukiet" gnijących jabłek. Konfekcjonowane w estetycznych butelkach 0.75l.
Wino Okęcie doczekało się kilku haseł takich jak: Wino Okęcie na każde przyjęcie. Nie ma przyjęcia bez Okęcia.
Pij Okęcie. O, to jest pomysł!

wtorek, 15 stycznia 2013

Dziki kraj

Na jednej z dróg gminnych wjechałem w potężną dziurę i rozwaliłem zawieszenie w samochodzie. Gdy powiedziałem o tym kumplowi spytał się o to czy nie pójdzie z ubezpieczenia lub gminy.
Cóż, ubezpieczenie autocasco to porażka i nie opłaca się w ogóle z niego skorzystać (to jest po prostu złodziejstwo a nie ubezpieczenie - płacisz 15-20% wartości samochodu rocznie, ale nigdy z ubezpieczenia nie skorzystasz, bo nigdy nie wypłacą).
O otrzymaniu odszkodowania z gminy nie ma co marzyć, nawet potężne zakłady komunikacji nie dostają ani złotówki. Aby cokolwiek załatwić niezbędne są (wszystko wymienione poniżej):
- protokół policji,
- dokumentacja stanu technicznego pojazdu przed uszkodzeniem, uznawana jest jedynie taka z autoryzowanej stacji obsługi danej marki. Nie korzystam (dlaczego - napiszę innym razem),
- orzeczenie biegłego sądowego
i na końcu - prawomocny wyrok sądu. Po pierwszej sprawie należy się spodziewać kolejnych apelacji ze strony gminy. Całość będzie się ciągnęła latami, a samochód jako będzie stał na parkingu strzeżonym i rdzewiał. To sarkazm, ale jedynym sposobem na odszkodowanie jest wypadek z winy stanu technicznego drogi. Musi to jednak stwierdzić sąd, a nie jest to takie łatwe.

Gdyby nagle zmieniło się prawo i okazało się, że można skutecznie wydębić odszkodowanie za szkodę, to gminy musiałyby postawić ze dwa razy tyle fotoradarów, by jakoś domknąć budżet. To samo dotyczy innych spraw, na przykład ochrony zdrowia.

Tutaj chyba nigdy nie będzie normalnie. Dlaczego mamy taki syf? Bo zarabiamy 4x za mało, by żyć, a nadal za dużo by umrzeć. Ale działania w tym drugim kierunku są nadal prowadzone, stają się coraz skuteczniejsze. Odsetek ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego w Polsce jest wyższy niż był przez całe ostatnie 50 lat.

P.S. Naprawa będzie kosztować ponad 1000zł i to w zaprzyjaźnionym warsztacie, w autoryzowanej stacji obsługi taka robota kosztowałaby więcej niż wynosi wartość rynkowa mojego samochodu. I nadal nie będzie gwarancji, że zostanie wykonana poprawnie - warszawskie ASO z sieci tej marki NIGDY nie naprawiło niczego sensownie w tym modelu samochodu. Na niektóre wyczyny ASO są nawet dowody na piśmie od rzeczoznawców. I nie jest to luksusowa marka, po prostu zwykły samochód osobowy. I to dość stary, bo na nowy mnie nie stać. I długo nie będzie, chyba, że wyjadę za granicę. Ta perspektywa staje się coraz bliższa, bo tutaj po prostu nie tylko pracy nie ma. Nie ma także komu sprzedawać i jedyną instytucją, która się cieszy są komornicy i tym podobne pijawki.

sobota, 12 stycznia 2013

Polacy nie dorośli

Polacy do wielu rzeczy po prostu nie dorośli. Jeszcze. Nie mówię tu o pospolitym chuligaństwie, bo to zjawisko występuje pod każdą szerokością i długością geograficzną. Mam na myśli ogólny stan, gdzie szanuje się cudzą własność i pracę.
Nawet w hermetycznym środowisku ludzi zafascynowanych radiem (mówię tu o radiostacjach itp) to widać. Widać po tym, co się dzieje na przekaźniku krótkofalarskim zwanym przemiennikiem. Urządzenie to odbiera i nadaje to, co odebrało, dzięki czemu możliwa jest łączność między stacjami, które by się nie mogły dogadać bezpośrednio. Z tego urządzenia mają korzystać krótkofalowcy, ale niestety sił swoich próbują także dziwne indywidua, które kupiły sobie radiostację za 300zł po to by robić dym.
Na przemiennikach regularnie pojawiają się "bekacze", którzy wydają z siebie dziwne dźwięki - na szczęście teraz jest ich mniej. Znaleźli sobie za to inną zabawkę, jaką jest Echolink.
Niektóre przemienniki są połączone ze sobą (i nie tylko ze sobą, z tego korzystają także inni krótkofalowcy na całym świecie) przez Internet. Wystarczy za pomocą klawiatury DTMF (dźwięk jak przy wybieraniu numeru w telefonie) zestawić połączenie do innej stacji w Echolinku i można przeprowadzić łączność. Ba, możliwe jest także zestawienie łączności radiostacja <-> przemiennik <-> sieć Echolink <-> inny przemiennik <-> druga stacja. To działa, ale niestety w Polsce ludzie nie dorośli jeszcze do takiej "zabawki". Przykłady dało się usłyszeć na obu warszawskich przemiennikach połączonych z siecią Echolink - ktoś co chwila pikał, zestawiał połączenia i tamże bekał, piszczał, puszczał jakąś muzykę...
Po prostu widać, że Polacy muszą dorosnąć do tego.
Echolinka na warszawskim przemienniku SR5WA raczej już nie będzie...
Oczywiście nie jest to jedyny przypadek głupoty, bezmyślności i nieposzanowania czyjejś pracy. Mamy tego pełno dookoła.

piątek, 11 stycznia 2013

Stłuczydupa

Trochę śniegu napadało, trochę się rozpuściło, a potem zamarzło.W tych miejscach, gdzie nie ma chropowatego śniegu, jest piękna ślizgawka, czyli stłuczydupa. Tak, odrobinka zimy.

Przeprowadzka z Bloksa

Wyprowadziłem się z Bloksa, bo..... bo tak. Bo platforma blogowa gazety.pl to porażka. Tutaj chyba jednak jest lepiej.
I połączenie wreszcie jest szyfrowane za pomocą SSL. I nie ma problemów z obrazkami!